środa, 2 marca 2016

(Autor zdjęcia: LoSchmi. Źródło: https://pixabay.com/de/graffiti-u-bahn-waggon-eisenbahn-429318/)


Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale załatwianie wszystkich dokumentów potrzebnych do ślubu zajmuje mi więcej czasu niż myślałam. Wczoraj przesiedziałam 5 godzin w urzędzie i po powrocie nie miałam już na nic siły. Jeśli ktoś z Was ma zamiar brać ślub z obcokrajowcem, to przygotujcie się na maraton urzędowy. ;)

Nie sądziłam, że tak zainteresuje was wątek Marcina. Z jednej strony się cieszę, z drugiej mam obawy, że Wasze oczekiwania są naprawdę duże i że Was zawiodę.

Zaczynając od początku. :) Pewnego listopadowego dnia o godzinie 5:00 rano pojechałam busem do Berlina. Celem mojej podróży był kurs dla pedagogów o metodzie Emmi Pikler, która w wielkim skrócie wygląda tak " Dziecko ma samo wybrać, którą skarpetkę chce założyć. Ty masz być cierpliwa i czekać aż ją wybierze! Nie próbuj go popędzać ! Podczas ubierania skarpetki masz mówić: Teraz zakładamy skarpetkę na prawą stopę." Niestety w moich oczach wybrany przez mnie kurs był wielkim niewypałem, a żeby tego było mało pierwszy raz spotkałam się z " delikatną" formą rasizmu w moją stronę i wielkim rozczarowaniem Polką wstydzącą się swojego pochodzenia. Po prawie 8 godzinach męczarni moich nerwów na kursie,ruszyłam w  podróż powrotną na dworzec centralny w Berlinie, z którego to miałam zostać odebrana. W moich oczach był to dzień stracony. Na głowę lał mi się z nieba deszcz, moje włosy wyglądały jak gniazdo dla ptaków, na garbie wielki plecach z przyczepioną na dole karimatą, która tak uderzała o moje pośladki, że w głowie pojawił mi się już obraz wielkich siniaków. Po 20 minutowym szukaniu w podziemnym przejściu ( który był tak przerażający, że śmiało mógłby być wykorzystany do jakiegoś horroru) przystanku, nareszcie jechałam w stronę dworca. Na dworcu trochę już uspokojona, że na pewno się nie spóźnię na busa. Poszłam ze spokojem coś zjeść. Długo się naszukałam czegoś zjadliwego, a tutaj warto dodać, że ze mną nie tak łatwo, bo mam nietolerancję laktozy. Po długim szukaniu i przerażeniu, że już tyle czasu minęło ( na pewno przeklęłam samą siebie) poszłam do Chińczyka na makaron z warzywami. Zaczęłam łapczywie wcinać te cieniutkie nitki, żeby tylko zdążyć ( bo wizja spania na dworcu w Berlinie i furii rodziców była przerażająca). Zjadłam i ile sił miałam w nogach popędziłam do wyjścia ( nie było łatwo, bo plecach na garbie był ciężki ). Włosy fruwały mi we wszystkie strony świata, a na twarzy pojawił się wielki gorący rumieniec i spływające krople potu ( nie da się ukryć, że atrakcyjna nie byłam ;)) i wtedy jakby na złość odebrałam telefon, że kierowca spóźni się ponad godzinę ! Nie będę pisać, co wtedy sama do siebie powiedziałam, bo nie były to kulturalne słowa. Rzuciłam plecak na ziemię i stałam tak w tym deszczu. Zła, mokra, zmęczona...To właśnie wtedy podszedł do mnie Marcin z gazetą i spytał się czy bym jej nie chciała. ( tutaj trzeba dodać, że w Berlinie bezdomni mają okazję dorobienia sobie marnych groszy na sprzedaży ulicznej gazety). Od razu wiedziała,że Niemcem nie jest, bo miał nasz polski akcent. Chyba spojrzałam na niego jak na idiotę, bo już chciał odchodzić, ale wtedy ja po niemiecku odpowiedziałam mu, że już wielu oferowało mi taką gazetę i że nie mam zamiaru kupować jej drugi raz, wtedy on odpowiedział, że to była jego konkurencja, a od niego nikt nie kupuje. Moje zdenerwowanie nie działało na jego korzyść. Spytałam się, czy pisze artykuły do tej gazety. Na to on stał z otwartymi ustami a w głowie szukał niemieckich słów. ( wiem, że byłam trochę wredna, ale to wszystko wina kursu!). Jego odpowiedź mnie zaskoczyła. Powiedział, że nie umie jeszcze tak dobrze niemieckiego, ale chciał by pisać. To właśnie w tym momencie wyciągnęłam z kieszeni jeansów 5 euro ( gazeta kosztuje 1,50 euro) i przyznałam się, że jestem z Polski. Jego oczy zrobiły się wielkie jak nasze 5 zł. Nie wiem, czy na widok tych pięciu euro czy na to, że jestem z Polski. Tak się zaczęła nasza rozmowa, która jak się później okazało trwała godzinę pod daszkiem przy wejściu na dworzec.Marcin mężczyzna dobrze po 30, bez prawego kciuka ( nie pytajcie dlaczego nie miał kciuka, bo sama nie wiem ) urodzony w Świebodzinie. Od kilku lat mieszkaniec Berlina. Na początku dobry pracownik, a po kilku latach sympatyczny bezdomny. Przyjechał do Berlina za lepszym życiem, jak wszyscy. Człowiek z marzeniami, do których zawsze dążył, nawet wtedy kiedy stracił dach nad głową. Chciał pracować z osobami niepełnosprawnymi ( bo miał do tego wykształcenie, nie pamiętam dokładnie gdzie się uczył).Rozmawialiśmy o wszystkim. Wydawało się nam, że znamy się całe życie. Nawet wtedy kiedy ja przestawałam mówić on wiedział co myślę. Nie mam rodzeństwa, ale rozmawiałam z nim jak ze starszym bratem, przynajmniej tak sobie zawsze wyobrażałam rozmowę z bratem, gdybym go miała. Wtedy był to dla mnie ciężki czas. Drugi rok studiów ( mógłby być już trzeci, ale wcześniej rzuciłam studia ) pedagogiki specjalnej, brak perspektyw,marny zarobek, złość na profesorów ( jeden prawie mnie zgłosił do pani dziekan), wewnętrzny bunt na to co się dzieje za murami uniwersytetu, chłopak ponad 1000 km ode mnie, a do tego ten nieszczęsny kurs. Pamiętam, że powiedziałam mu, że już nie mam siły na to wszystko. Studiuję, chcę w przyszłości wykonywać dobrze swój zawód, a uniwersytet karze mnie za to, że za często jadę się doszkalać i mam nieobecności. Pamiętam, że chciałam to wszystko rzucić, spakować się i wyjechać. Wtedy Marcin uświadomił mi, że nie powinnam się nimi przejmować i robić swoje, bo przyszli moi podopieczni potrzebują takiego przewodnika. Pokazał mi moje mocne strony, przywrócił wiarę i siłę. Uświadomił mi, że on w oczach karierowiczów stracił wszystko i jest nikim, ale tak naprawdę ma więcej niż oni. Ma przyjaciół bezdomnych, którzy pomagają mu, a ich pomoc mimo,że nie jest materialna jest czymś o wiele cenniejszym. Wtedy spytał mi się, dlaczego tak naprawdę przyszliśmy na świat. Żeby zarabiać miliony czy dlatego, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. To pytanie uderzyło we mnie z ogromną mocą. Na studiach, przyszedł czas kiedy to zaczęłam myśleć ile, to  ja będę w tym zawodzie zarabiać….myślałam coraz częściej o pieniądzach….wtedy przypomniałam sobie, dlaczego tak naprawdę wybrałam studia pedagogiczne, dlaczego pedagogikę specjalną….przypomniałam sobie, że wybrałam te studia ze względu na pomoc drugiemu człowiekowi.  

Możliwe, że gdyby nie on, dzisiaj nie miałabym tytuły pedagoga specjalnego, bo wszystko rzuciłabym w diabły. Dzięki niemu na chwilę stanął w miejscu czas i miałam możliwość odkurzenia swojego umysłu i serca.

Marcin nie chciał wracać do Polski. Nie chciał martwić rodziców. Miał siostrę w Niemczech, która wyszła za Niemca. Jego celem na tamten czas było odwiedzenie siostry i poszukanie nowego miejsca do życia….



24 komentarze:

  1. Świetna historia :)
    Gratuluję ślubu :) Też mi się marzy jednak koszty, koszty, koszty :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. :) Przepraszam, że wcześniej nie umieściłam Twojego bloga w polecanych, ale nie miałam czasu. Dzisiaj wszystko nadrabiam. :)

      Ja biorę ślub w Niemczech, gdzie wymagany jest także ślub cywilny, więc teraz bierzemy tylko cywilny bez rodziny. ;) Stwierdziliśmy, że pobieramy się dla siebie, a nie dla rodziny i dlatego będziemy tylko my. Po uroczystości robimy mały wypadzik na weekendzik naszym pierwszym samochodem. ;)
      Koszty są zawsze, nie da się ukryć, ale starałam się kupić wszystko z promocji i jakoś się udało. :D
      Dziękuję i życzę spełnienia marzeń!!!

      Usuń
  2. Mnie ta historia wcale nie rozczarowała. ;) Czytając wszystko po kolei sobie wyobrażałam, też zdarza mi się spieszyć i czekać na autobus dosyć sporo czasu i też wtedy jestem zdenerwowana i skłonna używać brzydkich słów. W mieście, gdzie studiuję, też spotykam panów dorabiających sobie roznoszeniem gazet, za które proszą choćby złotówkę. Marcin powiedział bardzo mądre słowa. Ja sama poszłam na taki kierunek studiów, żeby pomagać ludziom, bo podoba mi się ta idea i identyfikuję się z nią. Kokosów w tym zawodzie nie zarobię a praca jest strasznie wymagająca wbrew powszechnym opiniom, gdybym wyjechała za granicę zarobiłabym więcej, ale się nie wybieram. Bierzesz ślub, w takim razie życzę dużo szczęścia przyszłej Parze Młodej ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. A dlaczego w polsce nie mogłaś być pedagogiem specjalnym? I co to za wiele kursów ? I dlaczego niemcy? Jakoś źle mi się kojarzy.

    Ślub to papierkowa robota. Jednak to bardzo cudowna sprawa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego Niemcy? Bo moj narzeczony jest Niemcem i zdecydowalismy,ze bedziemy mieszkac w Niemczech. Decyzja zostala podjeta jak jeszcze studiowalam,wiec nie wiem jak byloby z praca w Pl. Jak pisalam o braku perspektyw i zarobku mialam na mysli Niemcy. ;) Wiem,ze wielu osobom zle kojarza sie Niemcy,tak jak niektorym Niemcom Polacy. Tak juz jest i bedzie ;)
      Zrobilam w Polsce i Niemczech kursy doksztalcajace zwiazane z moim zawodem.

      Usuń
    2. W Polsce perspektywy są dobre. Jak poznałaś narzeczonego? :) Chciałaś zostawić rodzinę i bliskich dla Niego? On nie chciał do Polski? :)
      Sorry za gradobicie pytań ale mnie zainteresowałaś :P

      Usuń
    3. Poznaliśmy się przez internet, później pisaliśmy listy. Szukałam dziewczyny, która pomoże mi z językiem niemieckim, a trafił mi się chłopak. Na początku nie chciałam z nim pisać, nawet napisałam mu, że jest głupi, bo chce ze mną pisać. Strasznie długa historia. ;)
      Nie szukałam miłości, ale jak to się mówi przeznaczenia nie zmienisz.
      Co oznacza zostawić. ;) Niektórzy ludzie mieszkają w tej samej miejscowości i wcale się nie widują, rzadko do siebie dzwonią. Ja mam codziennie kontakt z moimi rodzicami. Może jest on tylko przez internet i telefon, ale zawsze lepsze to niż nic. ;) No, ale niech już będzie, że zostawiłam. On nie może przeprowadzić się do Polski. Jest to prywatna sprawa, o której nie chciałabym pisać na blogu. Ale byliśmy już razem w Polsce w Karpaczu, który został przez niego nazwany Kapaczem. ;) Już mi wierci dziurę w brzuchu,żeby do Kapacza latem jechać!
      Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, to bardzo chętnie odpowiem.

      Usuń
    4. Ale miejsce dalekie ;) co do kontaktu to masz racje :p ale nie teskno Ci do Polski? Czujesz się tam dobrze? I jak wyszło w końcu z zarobkami? Godnie się żyje?

      Usuń
    5. Muszę szczerze powiedzieć, że nie tęskno mi do Polski. Moi znajomi stali się rasistami i zerwaliśmy ze sobą kontakt, więc jeśli miałabym wrócić do Ojczyzny, to tylko dla rodziców i dziadków, bo nikogo więcej tu nie mam.
      W Niemczech jest mi dobrze. :) Nigdzie nie jest idealnie, ale narzekać nie mogę.
      Jak na razie nie dostałam zgody Jugendamtu na pracę w zawodzie bez nostryfikacji dyplomu, ale wszystko jest w trakcie załatwiania i staram się myśleć pozytywnie, chociaż nie zawsze jest to łatwe. :))) Jeśli już będę pracować w zawodzie, to zarobek zapowiada się na 1500 euro na rękę, więc nie za dużo. Dla Polaka, który przyjechał tylko popracować, zaoszczędzić i wrócić może i jest dużo, ale dla osoby, która tam żyje nie jest za wiele, ale da się żyć.

      Usuń
    6. Ja szczerze mam rodziców niby blisko ale cholernie tęsknie. Bo kontakt mamy świetny, a znajomi... U nas się powykruszali. Więc trochę rozumiem.
      Szkoda, praca w zawodzie jest niesmowita, wiem po sobie :) mam nadzieję, że Ci się uda i zarobek rzeczywiście marny... wiadomo, że tam są inne ceny i itp.

      Usuń
  4. Interesujące :) Super kierunek, myślałam nad tym, ale to chyba jednak nie na moją cierpliwość. Grtulacje ślubu! :) zapraszam http://dyanablog01.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wcale nie rozczarowałaś, czytałam jak najlepszy felieton. Ileż to razy nasze marzenia zderzają się z rzeczywistością i pracujemy za grosze, ale czy tylko duża kasa się liczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przemiłe słowa. :)
      P.S. Nie zapomniałam o zabawie w pytania i na pewno następnym razem na nie odpowiem. :)

      Usuń
  6. Kocham organizować śluby i wesela:), właśnie jestem w trakcie kolejnych przygotowań. Nie, to nie mój zawód, mam dużą rodzinę i się chyba w tym sprawdziłam, bo nieustannie komuś coś organizuję:).
    A historia zacna, Tobie pracy raczej nie zabraknie - mimo różnych trudności to zawód bardzo potrzebny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oooo :D To może Cię wezmę na zorganizowanie mojego wesela. :D

      Usuń
  7. Jak to życie potrafi zweryfikować nasze marzenia.
    A ty strasznie trudny sobie zawód wybrałaś i jak ci się w nim wiedzie??

    PS: Mój mąż z pochodzenia obcokrajowiec, w papierach polak, w urzędzie przed ślubem żadnych problemów nie mieliśmy, za to w kościele zaczęły się schody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie mi się nie wiedzie, bo nie dostałam zgody Jugendamtu na pracę w zawodzie bez nostryfikacji dyplomu, ale wszystko jest w trakcie załatwiania i staram się myśleć pozytywnie, chociaż nie zawsze jest to łatwe. :)))
      Ja w urzędzie miałam problemy, ponieważ (podobno) dostałam złe dokumenty z Niemiec. Na szczęście wszystko już załatwione. :)

      Usuń
  8. Po 1/ życzę szczęścia w związku Twego związku :) Kochajcie się do końca świata i o jeden dzień dłużej .
    Po 2/ Swój swego przyciąga ... :) O co chodzi ? Ano o to , że ja też jestem po pedagogice specjalnej - oligofrenopedagogika . Tyle ,że Ty jesteś na początku zawodowej drogi a ja jej na końcu. I powiem , że jeśli świadomie wybrałaś ten kierunek to nie będzie łatwo , ale będzie fantastycznie . :)
    Po 3/ dzięki wątkowi Marcina wyszedł świetny i optymistyczny w swej wymowie post . :) Dzięki .
    Czy to nie wspaniałe ,że zawsze gdy potrzebujemy jakichś rozwiązań ,z czymś sobie nie radzimy wtedy los, jakaś siła wyższa /jak zwał tak zwał / stawia na naszej drodze ludzi "Anioły"... Trzeba tylko umieć ich dostrzec i skorzystać z ich przekazu. Miał rację Ks. Jan Twardowski pisząc ;
    Nie płacz w liście
    nie pisz że los ciebie kopnął
    nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
    kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
    odetchnij popatrz...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mnie zaskoczyłaś. :)))) Oczywiście pozytywnie! Można wiedzieć gdzie pracujesz, szkoła czy może ośrodek ? :) Mam nadzieję, że będę mogła liczyć na Twoje dobre rady.
      Często czytam wiersze ks. Twardowskiego.Mają w sobie dużo mądrości.
      Dziękuję, że do mnie wpadłaś. Miłego dnia :)

      Usuń
    2. Pracowałam w szkole :) jeśli będę potrafiła coś doradzić to czemu nie . Miłego dnia :)

      Usuń
  9. Historia mnie urzekła i tylko potwierdza moje wyobrażenie o Twojej wrażliwości i uczuciowości :) Kochana, już teraz życzę Wam wspaniałego i okraszonego radością wspólnego zycia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Bardzo mnie wzruszył Twój komentarz i szczerze mówiąc nie wiem co napisać! Jeszcze raz dziękuję <3

      Usuń
  10. Przed wielu laty moja koleżanka wyszła za mąż za Niemca, więc wiem, że to duże wyzwanie wyjść za kogoś z innego kręgu kulturowego - życzę Ci powodzenia i wytrwałości w cierpliwości. Wszystkiego NAJ!
    Wspomniałaś o rasizmie, przyznać muszę, że kiedy po raz setny ta sama imigrantka z Mołdawii nagabuje mnie o parę groszy to wstępuje we mnie duch rasistki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń