poniedziałek, 21 marca 2016

(Autor zdjęcia:Hans. Źródło: https://pixabay.com/pl/polne-%C5%82%C4%85ka-mniszek-lekarski-1260738/)

No i stało się...od kilku dni jestem szczęśliwą żoną :) Wiem, że długo nie pisałam, ale nagle posypała się lawina zaproszeń na rozmowy kwalifikacyjne, a ja jeszcze nowe dokumenty muszę wyrobić. Oj urwanie głowy!
Miłego wieczoru/dnia :)


wtorek, 8 marca 2016

(Autor zdjęcia: burrough. Zródło: pixabay.com)

"Kobieta jest organizmem ultradoskonałym. Potrafi się regenerować
po ekstremalnie ciężkich  doświadczeniach. Przetrwa wszystko."
Katarzyna Nosowska


Wszystkim kobietom, dziewczynom życzę wszystkiego co najlepsze. Nie bójcie spełniać swoich marzeń, idźcie przez życie z podniesioną głową i nie dajcie sobie wmówić, że jesteście słabą płcią.



poniedziałek, 7 marca 2016

(Autor zdjęcia: Alexas_Fotos. Źródło: https://pixabay.com/pl/%C5%BCaba-krzes%C5%82o-przytulny-1234569/)

Na początku chciałabym podziękować Wszystkim za przemiłe komentarze i zarazem przeprosić, że nie zawsze uda mi się tak szybko na nie odpowiedzieć.

Na blogu Jotki  http://paniodbiblioteki.blogspot.com/search?updated-max=2016-02-25T07:19:00%2B01:00&max-results=5  już jakiś czasem temu zainteresowałam się zabawą, która polega na odpowiadaniu na kilka pytań zadanych przez osobę, która nas nominowała do zabawy. Ja odpowiem na pytania, na które odpowiedziała Jotka. :) Jeśli ktoś z Was chce, może również wziąć udział w zabawie i odpowiedzieć na pytania w komentarzu lub na swoim blogu. :)

1. Na jaki posiłek, za żadne pieniądze świata, nikt Cię nie namówi?
To pytanie wcale nie jest takie proste, ponieważ uwielbiam jeść i próbować czegoś nowego. Myślę, że nie zjadłabym koniny, ponieważ moja mama od zawsze wpajała mi, że mięsa z konia się nie je, bo zwierzę to zawsze dla nas pracowało i się namęczyło.

2.Twój sposób na zniwelowanie stresu?
Zależy czym się stresuje. Jeśli jestem zestresowana, ponieważ mam problem, który na początku zawsze wydaje mi się wielki i trudny do rozwiązania, to żeby chociaż trochę zniwelować stres z nim związany zatruwam ludziom życie - po prostu muszę się wygadać i męczę ich godzinami. ;)
Jeśli mój stres jest spowodowany comiesięczną burzą hormonów, zaczynam jeść bardzo duże ilości czekolady, a nawet czasami sobie popłaczę.
Czasami mam stres spowodowany np. oczekiwaniem na coś. Wtedy najbardziej pomaga mi muzyka, książka,herbatka.

3. Najgłupsze i najśmieszniejsze imię żeńskie i męskie jakie słyszałaś?
Powiem tak, nie wszystkie imiona mi się podobają, bo każdy ma swój gust, a o gustach się nie dyskutuje. Każde wybrane imię ma jaką swoją historię.

4.Jak wygląda ósmy kolor tęczy?
Dla mnie byłaby to osoba, która po wielkim "deszczu" w moim życiu pojawiłaby się na mojej drodze i na jej widok poczułabym wewnętrzny spokój, które również pojawia się we mnie patrząc na realną tęczę.

5.Co Cię przeraża w starości?
Przeraża mnie samotność, brak samodzielności.

6.Jak według Ciebie wygląda "nic"?
Nie ma czegoś takiego jak nic. ;) Nawet jak ktoś nas np. pyta czy nam coś leży na sercu, a my odpowiadamy "nic", to tak naprawdę i tak coś nas martwi.
Poza tym jesteśmy otoczeni materią ( chyba tak to się nazywa ).

7. Przepowiednie, horoskopy, wróżby - bzdury czy rzeczy warte zastanowienia się/
Przepowiednie,horoskopy, wróżby są moim zdaniem dla osób zdesperowanych, znajdujących się wg nich w sytuacji beznadziejnej. Kiedyś miałam taką sytuację i skorzystałam z porad wróżki...Był to pierwszy i ostatni raz w moim życiu, ponieważ zrozumiałam, że jedynym kołem ratunkowym tak naprawdę jest Bóg, a wróżki wcale nie posiadają daru jasnowidzenia, jedynie pieniądze w oczach.

8.Lubisz wszystko dokładnie zaplanować czy wolisz spontan i idziesz " na żywioł"?
To zależy. Kobieta zmienną jest ;)

9.Który blog wywołuje u Ciebie uśmiech z rana?
Szkoda, że pytanie to zostało tak zawężone. Wszystkie blogi, które polecam wywołują we mnie różne emocje i zmuszą do refleksji.

10.Jakiego dźwięku nie znosisz?
Mlaska i siorbania podczas posiłku.

11.Jak według Ciebie wygląda sytuacja bez wyjścia?
Zawsze jest wyjście, tylko nie zawsze da się szybko znaleźć klucz, który otworzy drzwi. ;)

Miłego dnia! :)

środa, 2 marca 2016

(Autor zdjęcia: LoSchmi. Źródło: https://pixabay.com/de/graffiti-u-bahn-waggon-eisenbahn-429318/)


Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale załatwianie wszystkich dokumentów potrzebnych do ślubu zajmuje mi więcej czasu niż myślałam. Wczoraj przesiedziałam 5 godzin w urzędzie i po powrocie nie miałam już na nic siły. Jeśli ktoś z Was ma zamiar brać ślub z obcokrajowcem, to przygotujcie się na maraton urzędowy. ;)

Nie sądziłam, że tak zainteresuje was wątek Marcina. Z jednej strony się cieszę, z drugiej mam obawy, że Wasze oczekiwania są naprawdę duże i że Was zawiodę.

Zaczynając od początku. :) Pewnego listopadowego dnia o godzinie 5:00 rano pojechałam busem do Berlina. Celem mojej podróży był kurs dla pedagogów o metodzie Emmi Pikler, która w wielkim skrócie wygląda tak " Dziecko ma samo wybrać, którą skarpetkę chce założyć. Ty masz być cierpliwa i czekać aż ją wybierze! Nie próbuj go popędzać ! Podczas ubierania skarpetki masz mówić: Teraz zakładamy skarpetkę na prawą stopę." Niestety w moich oczach wybrany przez mnie kurs był wielkim niewypałem, a żeby tego było mało pierwszy raz spotkałam się z " delikatną" formą rasizmu w moją stronę i wielkim rozczarowaniem Polką wstydzącą się swojego pochodzenia. Po prawie 8 godzinach męczarni moich nerwów na kursie,ruszyłam w  podróż powrotną na dworzec centralny w Berlinie, z którego to miałam zostać odebrana. W moich oczach był to dzień stracony. Na głowę lał mi się z nieba deszcz, moje włosy wyglądały jak gniazdo dla ptaków, na garbie wielki plecach z przyczepioną na dole karimatą, która tak uderzała o moje pośladki, że w głowie pojawił mi się już obraz wielkich siniaków. Po 20 minutowym szukaniu w podziemnym przejściu ( który był tak przerażający, że śmiało mógłby być wykorzystany do jakiegoś horroru) przystanku, nareszcie jechałam w stronę dworca. Na dworcu trochę już uspokojona, że na pewno się nie spóźnię na busa. Poszłam ze spokojem coś zjeść. Długo się naszukałam czegoś zjadliwego, a tutaj warto dodać, że ze mną nie tak łatwo, bo mam nietolerancję laktozy. Po długim szukaniu i przerażeniu, że już tyle czasu minęło ( na pewno przeklęłam samą siebie) poszłam do Chińczyka na makaron z warzywami. Zaczęłam łapczywie wcinać te cieniutkie nitki, żeby tylko zdążyć ( bo wizja spania na dworcu w Berlinie i furii rodziców była przerażająca). Zjadłam i ile sił miałam w nogach popędziłam do wyjścia ( nie było łatwo, bo plecach na garbie był ciężki ). Włosy fruwały mi we wszystkie strony świata, a na twarzy pojawił się wielki gorący rumieniec i spływające krople potu ( nie da się ukryć, że atrakcyjna nie byłam ;)) i wtedy jakby na złość odebrałam telefon, że kierowca spóźni się ponad godzinę ! Nie będę pisać, co wtedy sama do siebie powiedziałam, bo nie były to kulturalne słowa. Rzuciłam plecak na ziemię i stałam tak w tym deszczu. Zła, mokra, zmęczona...To właśnie wtedy podszedł do mnie Marcin z gazetą i spytał się czy bym jej nie chciała. ( tutaj trzeba dodać, że w Berlinie bezdomni mają okazję dorobienia sobie marnych groszy na sprzedaży ulicznej gazety). Od razu wiedziała,że Niemcem nie jest, bo miał nasz polski akcent. Chyba spojrzałam na niego jak na idiotę, bo już chciał odchodzić, ale wtedy ja po niemiecku odpowiedziałam mu, że już wielu oferowało mi taką gazetę i że nie mam zamiaru kupować jej drugi raz, wtedy on odpowiedział, że to była jego konkurencja, a od niego nikt nie kupuje. Moje zdenerwowanie nie działało na jego korzyść. Spytałam się, czy pisze artykuły do tej gazety. Na to on stał z otwartymi ustami a w głowie szukał niemieckich słów. ( wiem, że byłam trochę wredna, ale to wszystko wina kursu!). Jego odpowiedź mnie zaskoczyła. Powiedział, że nie umie jeszcze tak dobrze niemieckiego, ale chciał by pisać. To właśnie w tym momencie wyciągnęłam z kieszeni jeansów 5 euro ( gazeta kosztuje 1,50 euro) i przyznałam się, że jestem z Polski. Jego oczy zrobiły się wielkie jak nasze 5 zł. Nie wiem, czy na widok tych pięciu euro czy na to, że jestem z Polski. Tak się zaczęła nasza rozmowa, która jak się później okazało trwała godzinę pod daszkiem przy wejściu na dworzec.Marcin mężczyzna dobrze po 30, bez prawego kciuka ( nie pytajcie dlaczego nie miał kciuka, bo sama nie wiem ) urodzony w Świebodzinie. Od kilku lat mieszkaniec Berlina. Na początku dobry pracownik, a po kilku latach sympatyczny bezdomny. Przyjechał do Berlina za lepszym życiem, jak wszyscy. Człowiek z marzeniami, do których zawsze dążył, nawet wtedy kiedy stracił dach nad głową. Chciał pracować z osobami niepełnosprawnymi ( bo miał do tego wykształcenie, nie pamiętam dokładnie gdzie się uczył).Rozmawialiśmy o wszystkim. Wydawało się nam, że znamy się całe życie. Nawet wtedy kiedy ja przestawałam mówić on wiedział co myślę. Nie mam rodzeństwa, ale rozmawiałam z nim jak ze starszym bratem, przynajmniej tak sobie zawsze wyobrażałam rozmowę z bratem, gdybym go miała. Wtedy był to dla mnie ciężki czas. Drugi rok studiów ( mógłby być już trzeci, ale wcześniej rzuciłam studia ) pedagogiki specjalnej, brak perspektyw,marny zarobek, złość na profesorów ( jeden prawie mnie zgłosił do pani dziekan), wewnętrzny bunt na to co się dzieje za murami uniwersytetu, chłopak ponad 1000 km ode mnie, a do tego ten nieszczęsny kurs. Pamiętam, że powiedziałam mu, że już nie mam siły na to wszystko. Studiuję, chcę w przyszłości wykonywać dobrze swój zawód, a uniwersytet karze mnie za to, że za często jadę się doszkalać i mam nieobecności. Pamiętam, że chciałam to wszystko rzucić, spakować się i wyjechać. Wtedy Marcin uświadomił mi, że nie powinnam się nimi przejmować i robić swoje, bo przyszli moi podopieczni potrzebują takiego przewodnika. Pokazał mi moje mocne strony, przywrócił wiarę i siłę. Uświadomił mi, że on w oczach karierowiczów stracił wszystko i jest nikim, ale tak naprawdę ma więcej niż oni. Ma przyjaciół bezdomnych, którzy pomagają mu, a ich pomoc mimo,że nie jest materialna jest czymś o wiele cenniejszym. Wtedy spytał mi się, dlaczego tak naprawdę przyszliśmy na świat. Żeby zarabiać miliony czy dlatego, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. To pytanie uderzyło we mnie z ogromną mocą. Na studiach, przyszedł czas kiedy to zaczęłam myśleć ile, to  ja będę w tym zawodzie zarabiać….myślałam coraz częściej o pieniądzach….wtedy przypomniałam sobie, dlaczego tak naprawdę wybrałam studia pedagogiczne, dlaczego pedagogikę specjalną….przypomniałam sobie, że wybrałam te studia ze względu na pomoc drugiemu człowiekowi.  

Możliwe, że gdyby nie on, dzisiaj nie miałabym tytuły pedagoga specjalnego, bo wszystko rzuciłabym w diabły. Dzięki niemu na chwilę stanął w miejscu czas i miałam możliwość odkurzenia swojego umysłu i serca.

Marcin nie chciał wracać do Polski. Nie chciał martwić rodziców. Miał siostrę w Niemczech, która wyszła za Niemca. Jego celem na tamten czas było odwiedzenie siostry i poszukanie nowego miejsca do życia….